poniedziałek, 9 września 2013

To już dziś! miałam być w drodze...

  Właśnie teraz o tej porze miałam lecieć do NY. No właśnie, miałam. Zamiast tego siedzę w moim pokoju, przed komputerem i piszę.... A wszystko dlatego, że nie dostałam wizy. Ale może od początk.

  Dwa tygodnie temu miałam rozmowę o wizę. Stresowałam się przed tą rozmową, pomimo, że wszystkie dziewczyny piszą, że rozmowa trwa max 5 minut, zadają jakieś 4 pytania i otrzymuje się wizę to i tak czułam, że coś będzie nie tak. I miałam rację. No więc tak, moja rozmowa z konsulem trwała jakieś 10-15 minut. Cała po angielsku, z wyjątkiem dwóch zdań ze strony konsula, tj. " o widzę, że chce Pani jechać jako au pair" oraz "poproszę dokumenty". Potem mnie maglował te 15 minut, dwadzieścia razy pytał się mnie o wiek dzieci, jak się nazywają, kiedy będą chodzić do szkoły, co ja tam będę robić, ile będą miała wolnego. Po wszystkim wyszedł na chwilkę a jak wrócił to mi powiedział, że wizy nie dostanę. No a mnie zamurowało. Bo jak to? wszyscy dostają a ja nie? Co ja powiedziałam, takiego, że nie?
  Konsul stwierdził, że mam zmienić agencję oraz rodzinę. Powiedział mi też, że jeśli jadę w ramach takiej wymiany to moje obowiązki, oczywiście oprócz opieki nad dziećmi, powinny ograniczać się do dawania im przekąsek. Tak. Opiekuję się dziećmi jakieś 8/10 godzin na dzień i mam je żywić cały dzień przekąskami. lol
Ogólnie to stwierdził, że będą tam tylko pracować. Nie wiedziałam co miałam mu odpowiedzieć na tak śmieszny argument (mam na myśli te przekąski), powiedziałam mu, że nie jadę tam jako sprzątaczka, że jako opiekunka do dziećmi, jeszcze raz mu powiedziałam ile będę miała wolnego, co będę wtedy robić. Powiedziałam też, że wymieniam mejle z rodzinką oraz, że wiem co tam będę robić i nie będę tylko sprzątać. I co Konsul na to? On chce zobaczyć te rozmowy! Tak, moje prywatne rozmowy, on chce je poczytać i wtedy zadecyduje. Powiedział, że mam mu je wysłać, on zatrzyma mój paszport i że po przeczytaniu tych rozmów wyda decyzję.
  Jak wyszłam z tego Konsulatu to ryczałam całą drogę na dworzec autobusowy. Bo wiedziałam, że już tej wizy nie dostanę. I miałam rację. Potem sprawa ciągnęła się cały tydzień. Bo po wysłaniu moich mejli, stwierdził., że tej wizy mi nie da. Na podstawie tego, że rodzina napisała zdanie " Lubisz zwierzęta? Bo mamy koty, psa, kurczaki" wysunął wniosek, że ja będę się tymi zwierzętami zajmować. Tak, ja mu nawet nie mówiłam, że miałabym się zajmować nimi, w tych mejlach też nic nie było takiego. Tylko na podstawie tego, że oni mają zwierzęta, powiedział mi, że ja będę się nimi zajmować. Wróżbita Maciej normalnie.
  Następnie polska agencja napisała do tej z Hameryki. Oni przekazali informacje rodzince, rodzinka napisała list do Konsula. Z odwołaniem, napisali mu, dlaczego mnie wybrali, jakie warunki mi zapewniają itp. Wysłałam mu także umowę z agencją, umowę z rodzinką, list od rodzinki...i NIC. Powiedział mi, że dalej ma takie obawy jak wcześniej, że mam poszukać innej rodziny. Powiedział, że jedyny co może dla mnie zrobić to to, że nie odrzuca całkowicie mojego wniosku, że go zawiesza. Powiedział mi, że jak znajdę nową rodzinę, to mam tylko zadzwonić i się umówić na rozmowę, nie muszę drugi raz płacić. To wszystko było dwa tygodnie temu. Myślałam, że pojadę wtedy na tą rozmowę i będę to miała z głowy. Nie spodziewałam się, że będzie to trwało tydzień. Przez cały tydzień chodziłam zdenerwowana, nie wiedziałam na czym stoję, nie wiedziałam czy robić mój projekt, który wcześniej zaczęłam. 
  Drugi tydzień trwała wymiany mejli polskiej agencji z amerykańską, co teraz. Skończyło się na tym, że znowu mam aktywny profil i muszę szukać nowej rodziny. Tylko nie wiem, czy mam na to ochotę, siły. Profil mam aktywny od czterech dni, nikt się nie odezwał jeszcze. Jak mi otworzyli mój aupair room w lipcu to po pierwszym dniu miałam prematcha. Ogólnie to załamka. Cieszyłam się, że się udało, że pojadę, już się nastawiłam gdzie, do kogo. I NIC z tego nie wyszło.
  Nie wiem co o tym myśleć. Może tak miało być, może rzeczywiście bym się nie dogadała z tą rodziną? Nie wiem co teraz będzie. Obawiam się, że szukanie rodziny zajmie mi teraz bardzo dużo czasu, bo wątpię, że wybiorę pierwszą, która do mnie napisze. Ogólnie to mam tego trochę dość, na tą chwilę.


To może teraz coś milszego. W weekend wybrałam się do Krakowa. Było super, pomimo wszystko. Dobrze, że były osoby, z którymi spędziłam ten czas fajnie.







niedziela, 18 sierpnia 2013

9 września co raz bliżej....

Już tydzień minął jak miałam matcha a jeszcze nie dostałam dokumentów od agencji, które muszę wziąć na rozmowę o wizę. Miałam nadzieję, że dostanę je szybciej. Jutro idę zapłacić za wniosek o wizę, zrobić zdjęcie i wypełnię formularz ds-160. I będę czekać na te dokumenty, mam nadzieję, że już w tym tygodniu je dostanę. Póki co, załatwiłam już dentystę. Uff...tego się bałam najbardziej ale nie było tak źle, mogę nawet powiedzieć, że pierwszy raz miałam tak bezbolesną wizytę u dentysty :D Zaczęłam też robić mój pre-departure project. Trochę zabawy z tym jest...no ale jak trzeba to robię. Zaczęłam się rozglądać za walizką :D Stara się już rozwala więc trzeba o tym pomyśleć :) I nawet uczę się robić pierogi bo mi hostka powiedziała, że je lubi :D

Im bliżej wyjazdu tym gorsze myśli mnie nachodzą. Boję się, że rodzinka okaże się nienormalna, że dzieci będą nie do zniesienia, że to..że tamto...Ostatnio dostałam mejla od jakieś dziewczyny, szukała sobie rodzinki bo ma rematcha...po 3 dniach. Nie rozumiem, że po 3 dniach rodzina czy au pair decyduje się na rematch, przecież 3 dni to chyba trochę za krótki okres czasu, żeby wyrobić sobie o kimś opinię. Ehh... mam nadzieję, że moja host rodzina będzie jednak normalna, nie chciałabym tam przechodzić przez taki stres.

I kilka zdjęć jeszcze z Irlandii. Chciałabym tam jeszcze kiedyś pojechać.


Fota zoo

Dublin

Dublin
Blarney Castle

Blarney Castle


No i bym zapomniała. Jak ostatnio byłam w Katowicach i  jak wracałam do domu to koło przystanku autobusowego stał stragan z książkami, każda sztuka za zawrotną cenę...2 zł! kupiłam sobie 3, z czego jedna to książka Beaty Pawlikowskiej "Blondynka w Amazonii". Żałuję, że nigdy wcześniej nie czytałam jej książek, pisze w bardzo fajny sposób, z poczuciem humoru. To pewnie nie ostatnia jej książka, jaką czytam. Trzeba się wybrać do księgarni :)


sobota, 10 sierpnia 2013

Jest rodzinka :)

Nie wierzę, udało się :) Za niecały miesiąc o tej porze będę w drodze do Nowego Jorku. Jeszcze raz, bo nie wierzę. W d.r.o.d.z.e. d.o. n.o.w.e.g.o j.o.r.k.u.! Serio. masakra lol

Po sześciu pre-matchach w końcu się z kimś dogadałam. Nie wiem czy do dużo, czy mało. Chyba mało, czasem jak czytam blogi dziewczyn że miały szesnasty pre-match dochodzę do wniosku, że to mało :D Pisały do mnie rodziny z Oregonu, New Jersey, Kalifornii, Arizony , Północnej Karoliny i Staten Island. Dwa razy się zawahałam zanim odmówiłam, raz gdy pisała do mnie rodzina z New Jersey bo miejscowość świetna, drugi raz jak już wymieniałam któryś z kolei mejl z rodziną z Kalifornii. Jakoś czułam, że to nie to, chociaż Kalifornia...ale wiadomo, jedzie się na cały rok i trzeba z tymi ludźmi potem jakoś wytrzymać :) Rodzinka z Oregonu w ogóle nie umiała się ze mną skontaktować, nie wiem czemu. Potem odezwała się rodzina z Karoliny Północnej. Rozmawiałam z nimi dwa razy na skejpie, byli trochę hmmm nie wiem, tacy poważni byli hehe ale ogólnie to mi się z nimi dobrze gadało. Byłam do nich przekonana tak ma 80% procent, czyli czegoś mi jednak brakowało. Po ostatniej rozmowie powiedzieli, że miło im się ze mną rozmawia, że znowu porozmawiamy na skejpie razem z dziećmi. Pomyślałam, że ok, czemu nie. W międzyczasie odezwała się do mnie rodzinka z Staten Island. Pierwsza rozmowa na skejpie...jak zobaczyłam hostkę to od razu pomyslałam " o nie!" ale po rozmowie.... :) Było super. Chyba mina jaką miała gdy się połączyłyśmy trochę mnie przeraziła. Potem rozmawiało się fajnie, dużo się śmiałyśmy, była też jej córka i też  chciała rozmawiać tylko hostka jej przerywała :P. Umówiłam się z nią na drugą rozmowę po której się zdecydowaliśmy na matcha. lol. Mam nadzieje, że nie za szybko. Ale z drugiej strony, jak mi się z nimi dobrze rozmawiało (chociaż wiadomo, to tylko rozmowa na skejpie), wiek dzieci mi odpowiada, zakres obowiązków też...i jeszcze 30 minut od Manhattanu :) Nie wiem teraz, czy w ogóle coś się odzywać do rodziny z Karoliny Północej. Mieliśmy jeszcze rozmawiać na skejpie ale nic się nie odzywają, ostatni raz rozmawialiśmy tydzień temu. Chyba już nie są zainteresowani :P

No więc tak, będę miała do opieki dwójkę dzieci, dziewczyna 7 lat i chłopka lat 4. Host mama jest pielęgniarką a host tata pracuje w fabryce Procter&Gamble. Dzieci chodzą do szkoły od poniedziałku do piątku od 8 do 15 więc wiadomo, rano je zawieźć do szkoły, o 15 odebrać. Potem dać im obiad, pomóc w lekcjach i się nimi zająć. Co do weekendów to mi powiedzieli, że czasem będę tylko potrzebna, jak będą chcieli sobie gdzieś wyjść itp. Jeśli chodzi o obowiązki domowe to sprzątanie po dzieciach, robienie ich prania, sprzątanie po sobie.No i hostka się mnie pytała czy umiem gotować bo lubi pierogi :P Mam tylko nadzieję, że jak już tam dotrę to nie okaże się, że to jedna z takich rodzin, co dziewczyny nie raz opisują na blogach, forach itp. Mam na myśli, takich nienormalnych rodzin.

Trzeba teraz się wziąć za przygotowywania :) Muszę wpłacić drugą opłatę do agencji, potem dostanę papierki żeby umówić się na spotkanie w sprawie wizy . I to jest rzecz, która mnie teraz najbardziej przeraża, nachodzą mnie czarne myśli, że wizy nie dostanę. I muszę jeszcze zrobić jakiś pre-departure project :D Szczerze, to nie wiem co tam ma być, muszę coś poczytać o tym  :P

Ostatnio kupiłam sobie przewodnik po Nowym Jorku. Jak go kupowałam to z myślą, że będę tam 4 dni gdy będzie szkolenie więc coś uda się zwiedzić. Nawet mi wtedy przez myśl nie przeszło, że przyda się na cały rok :P



I może coś na inny temat. Pracuję dorywczo w restauracji, wczoraj mnie nauczyli robić latte. Dziś spróbowałam zrobić to w domu, wyszło nie najgorzej :D Tylko, że zamiast przewagi mleka mi wyszło z przewagą kawy :)




wtorek, 30 lipca 2013

pierwsze interview!

Właśnie miałam pierwsze interview! I to całkiem niespodziewanie. Czekałam aż odezwie się do mnie rodzinka z bliźniakami ale nic takiego nie nastąpiło...a wczoraj dostałam mejla, że kolejna rodzinka jest mną zainteresowana. I od razu mejla bezpośrdenio od rodzinki, że chcą interview. W dodatku napisali, że najlepiej by było dzisiaj bo będą dziś obydwoje w domu. No to co miałam zrobić jak się nie zgodzić. Tylko trochę zniechęcona byłam na wstępie bo lokalizacja taka sobie, Północna Karolina. Rozmawiało się bardzo fajnie z nimi, miałam obawy, że nie będę ich rozumieć ale spoko, zrozumiałam wszystko. Dwójka dzieci, 4 i 6 lat, dwójka chłopaków.  Uczucia po rozmowie mam mieszane. Powiedzieli, że miło się rozmawiało, że jak mam więcej pytań to mam pisać im mejla  i że będą dzwonić do Irlandii, żeby dopytać o referencje :P Jak się z nimi uda to fajnie, jak nie to i tak się cieszę, że miałam jakieś interview. W sumie mogłam już mieć wcześniej ale myślałam sobie, że po co skoro na samym początku mi coś nie odpowiada. No i nie jest źle, bo już 6 rodzinek było zainteresowanych, mam nadzieję, że to tak dalej pójdzie :)

piątek, 26 lipca 2013

na nic nie mam czasu

Masakra. Myślałam, że jak wrócę do domu z Irlandii to nie będę miała co robić z czasem. Tymczasem nie mam go w ogóle. Zacznę od tego, że na początku to latałam od urzędu do urzędu i załatwiałam wszystkie formalności związane z moim wyjazdem do stanów.  Jak już wszystko załatwiłam to pogadałam z ciocią żeby mnie wkręciła w chałupnictwo. Pomyślałam sobie, że czemu nie? Porobię sobie kilka godzin dziennie, jakaś kasa wleci do kieszeni. I chyba mnie Pan Bóg opuścił jak sobie to pomyślałam. To nie jest praca na kilka godzin dziennie. To jest praca od rana do wieczora, oczywiście jeśli chce się zarobić jakieś konkretne pieniądze. Szczerze to mam już dość, plus jest taki, że znajoma może załatwi mi coś w hotelu na restauracji. Super by było, tak dorywczo. No ale wracając do zajęcia, które pochłania cały mój czas... Składałam już słomki, balony i najgorsze...parasolki do drinków. To jest masakra jakaś.







Tak właśnie wyglądało pakowanie balonów. Po 25 do woreczka i tak kilka godzin. Nie polecam nikomu tej pracy.

W międzyczasie byłam na weselu. Super, bawiłam się dobrze.


Tutaj z moim chrześniakiem. Jak wróciłam po 9 miesiącach z Irlandii to nie mogłam uwierzyć, że tak urósł! :)

I coś co bardzo mi się podobało. Byłam na paintballu! przyjaciółka wygrała wejściówkę na kilka osób i pojechaliśmy. Jak dla mnie fajna zabawa, co prawda trzeba się naprawdę postarać żeby zobaczyć kogoś ubranego na zielono wśród trawy, drzew i krzaków ale warto :)



Co do mojego wyjazdu...miałam już trzy matche! Jestem w szoku. Jeszcze w większym, gdy pomyślę, że odrzuciłam te trzy matche. Gdybym miała tak rok temu to skakałabym z radości. Tym bardziej, że jedna rodzina była z Kalifornii  a jedna z New Jersey. Dwie pierwsze rodziny odrzuciłam bo mi nie odpowiadał wiek dzieci. Natomiast trzecią rodzinę dlatego, że coś mi nie pasowało. Nie wiem co konkretnie, ciężko mi powiedzieć. Wymieniłam z nimi kilka mejli, jakoś czułam, że to nie jest rodzinka dla mnie. Może dlatego, że przypominała mi tą z Irlandii.  Teraz jestem bardziej ostrożna, rok temu tak bardzo chciałam wyjechać, że na dużo rzeczy nie zwracałam uwagi podczas szukania host rodziny. Nie chcę żeby ten rok w stanach był stracony bo nie będę się dogadywać z rodziną, bo będę się z nimi źle czuła itp. Teraz mam kolejnego matcha, problem tylko w tym, że mało o tej rodzinie wiem. W Au pair Care mają jakiś problem ze stroną, swoją drogą to strona nie działa już tydzień  :/ Dostałam tylko mejla, że są mną zainteresowani, dwójka dzieci w w wieku 4 lat. Więc wychodzi na to, że bliźniaki :) Muszę zaczekać teraz aż sami wyślą mi mejla z informacjami o sobie albo aż naprawią stronę.


wtorek, 25 czerwca 2013

Już w domu.

No i jestem :) Wczoraj około 20 wylądowałam w Polsce. Było miło, pojechaliśmy coś zjeść a po 22 jeszcze Asia do mnie przyjechała i dostałam ślicznego słonecznika. Dziś postanowiłam już działać, odebrałam dyplom z uczelni, wypełniłam test i ankietę. Właśnie wysłałam z tym mejla do agencji. Myślę, że jutro mi odpiszą co dalej :)
Cieszę się,  że tutaj jestem. Hmm.. może trochę inaczej. Cieszę się, że już nie jestem tam. Czy tęsknie? Tak ale muszę powiedzieć, że raczej tylko za Rose...wiem, że to dziwne bo polubiłam obydwie dziewczynki ale tylko z Rose się zżyłam, ponoć dziś rano się o mnie pytała. Dziś też przyjechała moje ciocia, z moim chrześniakiem. Jak on urósł przez te 9 miesięcy! Nie mogłam się napatrzeć, nie wierzę, że mam już takiego dużego chrześniaka :) A jutro znowu wybieram się do babci, bo oczywiście dziś już ją odwiedziłam. I do fryzjera idę. Ehhh nareszcie :)  No i zauważyłam dziś coś co często słyszę od innych ludzi a wcześniej tego nie widziałam. Polska jako naród jest taka smutna, ciągle słyszy się tylko narzekanie. Teraz gdy mogę porównać Polskę z innym krajem muszę przyznać, że to prawda. W Irlandii ludzie na ulicy się do Ciebie uśmiechają, są ogólnie tacy mili. Tutaj niestety nie, każdy pędzi w swoją stronę z takim ponurym wyrazem twarzy.

sobota, 22 czerwca 2013

To już tylko jeden dzień!

Tak, nie wierzę! Jeszcze jeden dzień i będę w domu! Te 9 miesięcy minęło...błyskawicznie. Z jednej strony ten czas minął mi bardzo szybko, a z  drugiej to mam wrażenie, że jestem tutaj od kilku lat a nie miesięcy! zabawne :) Oczywiście się cieszę, że wracam do domu ale z drugiej strony trochę mi smutno. Podoba mi się tutaj bardzo, chyba tu kiedyś wrócę. Bardzo dziwne uczucie gdy nie ma Cię tak długo w domu i po takim czasie wracasz. Bardzo ale to bardzo się cieszę, że rok temu zdecydowałam się na wyjazd jako au pair, nie poddałam się po pierwszych niepowodzeniach, zaryzykowałam swoją pracę, która dawała mi jakieś poczucie bezpieczeństwa. Nie żałuję. Jeszcze ponad rok temu nie sądziłam, że będę mieszkać z obcymi ludźmi pod jednym dachem, rozmawiać  z tyloma ludźmi po angielsku, zwiedzać tyle pięknych miejsc. I chociaż praca jako au pair nie należy do najprostszych to warto, pomimo tego, że czasem nie miałam ochoty wstawać z łóżka na samą myśl, co dziś nowego mała wymyśli, ile razy będzie mi strzelać fochy i czy uda mi się z nią dogadać.Bo potem jak przychodzą chwile kiedy dzieciak sam przychodzi wieszać Ci się na szyi, przytula się i uśmiecha od ucha do ucha to jest super. I cieszę się, że poznał trzy super polki, każda całkiem inna i z każdą super spędzałam czas, będę tęsknić :(






Dziś wysłałam paczkę do Polski. Powinna dojść w środę lub czwartek. I wybrałam już trochę zdjęć do wywołania. Jak tylko oglądałam te zdjęcia to buzia sama mi się cieszyła. Uwielbiam wyciągać zdjęcia z albumów, oglądać je tysiąc razy i myśleć nad każdym zdjęciem co wtedy robiłam, z kim byłam. Gdyby ktoś mógł ukraść mi pamięć, wspomnienia to chyba bym umarła, z rozpaczy. Szczególnie jakby mi skradziono wspomnienia z ostatniego roku :)

Zaczęłam też powoli przygotowywać się do wyjazdu do stanów. Zgłosiłam się już do agencji, mam już referencje od mojej hostki i korepetytora. Jak wrócę do Polski to zajmę się resztą papierów, muszę się wyrobić do 4 lipca to załapię się na zniżkę na opłacie programowej, dwie stówki. Mam nadzieję, że tym razem mi się uda i za kilka miesięcy będę już pisać z samych stanów :)

Teraz nie pozostaje mi nic innego jak iść spać. Jutro muszę się spakować, posprzątać pokój. No a pojutrze... :)

niedziela, 16 czerwca 2013

pakowanie-próba generalna

Dziś, korzystając z tego, że pogoda nie dopisała zrobiłam małą próbę ze spakowaniem mojego przybytku :) Na szczęście karton, który już mam wystarczy i nie muszę szukać większego. Ogólnie to paczka będzie ważyła jakieś 15 kilo, nawet kuriera już zamówiłam :) I w przyszłą sobotę moja paczka powędruje do Polski. Jeżeli chodzi o bagaż to powinnam się zmieścić w tych 20 kilogramach, najbardziej martwiłam się o te ciężkie rzeczy ale nie powinno być problemu. Zważyłam większość rzeczy (wiadomo, taka waga łazienkowa to nie zważy mi dokładnie ale orientacyjne będę wiedziała :) i wyszło 13 kilo, myślę, że pozostałe rzeczy aż 7 kilo ważyć nie będą (tzn. mam taka nadzieję ). Ogólnie to lenie się dziś bardzo, chyba przez tą pogodę. Miałam się spotkać ze Słowaczką ale nie miałabym szans żeby dojść do miasta i nie być przemoknięta do majtek :/


Dobrze, że ktoś wymyślił coś takiego jak worki próżniowe :)


Pogoda na dziś :(


sobota, 15 czerwca 2013

Okulista potrzebny na już!

Dziś nadźwigałam się za wszystkie czasy. Wszystko dlatego, że postanowiłam kupić piwo do Polski, guinnessa. Byłam w dunsie i zobaczyłam, że jest super promocja, 8 piw po 500 ml za 10 euro :D No cóż, trzeba brać, jak patrzałam wcześniej to 8 kosztowało 15 euro :P a wiadomo, że 8 i tak się rozejdzie jak wrócę :) Następnie wysłałam sms do mojego HD czy mnie może odebrać, myślę sobie, że dźwigać tego nie będę, trochę to waży. I czekam, czekam...i nic, nie odpisuje. Myślę sobie ok, może jest teraz zajęty,....czekam i czekam i nadal nic. W międzyczasie dwa razy sprawdzałam w folderze "wysłane" czy aby na pewno wysłałam tego sms-a. No tak, sms wysłany. Myślę sobie no trudno, łaski bez, sama sobie zaniosę. W trakcie drogi do domu zaczęłam baardzo, ale to bardzo pieklić się na mojego HD w duchu...i pomyślałam sobie, że sprawdzę ostatni raz folder "wysłane"..i wtedy dojrzałam...,że wysłałam sms-a sama do siebie! No cóż, do trzech razy sztuka :) Mój numer mam zapisany jako " Mój numer Irlandzki" natomiast numer HD po imieniu a jego imię zaczyna się na M...i mój jest przed jego w moim telefonie. Gdy wysyłałam sms i wybierałam numer to przez nie uwagę wybrałam swój własny :D No mistrzu :D

Mistrzu dosłownie. Całą zgrzewkę piwa zaniosłam o własny siłach do domu! 8 kilometrów w godzinę i 10 minut :D Brawa dla tej Pani ! :D


dosłownie...


I wyrazy współczucia, chyba muszę się wybrać do okulisty. No ale piwko jest :)




Poza tym to całkiem przypadkowo wypiłam dziś kawę w towarzystwie Pakistańczyka ubranego w kurtkę, piżamę i japonki. Jak szłam do miasta to się zatrzymał, akurat gdzieś jechał. Kiedyś mnie już podrzucał, ogólnie to jest taksówkarzem. I tak sobie gadaliśmy o wszystkim i niczym a jak już byliśmy przy centrum to się zapytał jakie mam plany itp., może zakupy? Mówię, że tak , idę na zakupy z koleżanką :P Potem mówi coś o kawie...ja przytakuję i mówię "tak"... a po chwili zajarzyłam, że mnie na kawę właśnie zaprosił. Pomyślałam, że czemu nie, młody i przystojny więc oczy chociaż nacieszę. Wiem, wiem muzułmanin, samo zło itp. ale poszłam :) Jak podjechaliśmy pod kawiarnię to mi powiedział, że mnie przeprasza ale ma na sobie piżamę i japonki, bo wstał niedawno i w sumie to tylko po coś miał skoczyć ale mnie zobaczył i się zatrzymał :D Tak czy inaczej kawę wypiliśmy w samochodzie bo chciał go tylko przestawić, stał na zakazie. No ale wyszło tak, że zaczęliśmy gadać i tak przez godzinę gadaliśmy :) Ogólnie to o wszystkim ale dużo o tym jak się żyję w Irlandii, o tym jaką opinię mają tutaj Polacy, jaką Muzułmanie....jak większość kobiet postrzega muzułmanów, itp. Ciesze się, że znowu poznałam kogoś innej narodowości, z zupełnie innego zakątka na świecie. Jeszcze dwa lata temu nie przyszło mi do głowy nawet, że będę kiedyś pić kawę z Pakistańczykiem i rozmawiać z nim po angielsku lub spacerować z Hiszpanką i Słowaczką oraz robić wspólnie zakupy. Cieszę się, że jest coś takiego jak Au pair, coś co daje Ci możliwość zwiedzania świata, poznawania ludzi z różnych krajów itp. Szczególnie, że w Corku tego nie brakuje :)

czwartek, 13 czerwca 2013

lovli kejk :)

Lato w Irlandii trwało tydzień, ciekawe czy jeszcze wróci. To i tak chyba długo jak na Irlandię, słyszałam, że dawno nie mieli tak dobrej pogody i to przez tyle dni! Planowałam, że pojadę w poniedziałek z dziewczynami do zoo no ale właśnie jak na złość pogoda się zepsuła. Wczoraj nawet wyjść nie mogłyśmy bo cały dzień padało. Zrobiłyśmy więc ciasto z malinami, pyszne ciasto :)






Ciasto jest bardzo łatwe do zrobienia i jak już wspomniałam bardzo pyszne :) Z malinami jeszcze nigdy ciasta nie robiłam, jedynie babeczki czekoladowe i maliny (polecam :)) Oto i przepis na ciasto malinowe z puszystą pianką :

Spód:
  • 200 g mąki
  • 120 g zimnego masła
  • 100 g cukru
  • 1 jajko
Mąkę wymieszać z posiekanym masłem i cukrem. Rozcierać palcami do momentu aż powstanie kruszonka. Następnie dodać jajko i zagnieść ciasto po czym zrobić z niego kulę, zawinąć w folię i wstawić na 30 minut do lodówki.Po 30 minutach rozłożyć na blasze lub tortownicy wysmarowanej masłem i posypanej mąką. Nakłuwamy widelcem i wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni, na około 20 minut.

Warstwa bezowo-malinowa
   
  • 400 g malin (ja użyłam 250  i było ok )
  • 4 białka
  • 150 g cukru
  • 100 g migdałów w płatkach
  • szczypta soli
Białka ubić ze szczyptą soli na sztywną pianę, stopniowa dodawać cukier i dalej ubijać. Następnie delikatnie wymieszać z  malinami i migdałami. Masę wyłożyć na podpieczony spód i piec około 40 minut w piekarniku nagrzanym do 160 stopni.

Wierzch ciasta:
  • 2 białka
  • 50 g cukru
  •  szczypta soli
  • 50 g migdałów
 Białka ubić na sztywną pianę, dodać cukier i nadal ubijać przez kilka minut. 20 minut przed końcem pieczenia masę wyłożyć na ciasto i posypać migdałami. Przed podaniem, ciasto możemy udekorować malinami i sosem malinowym.

Przepis znalazłam na stronie :  http://kulinarne-rozkosze.blogspot.ie/2012/08/kruche-ciasto-z-beza-i-malinami.html

Muszę przyznać, że moje ciasto jest w wersji trochę uboższej :) Dodałam mniej malin, zapomniałam dosypać migdałów na tą ostatnią warstwę ( bo zaczęłam też robić obiad dla dzieciaków, zapomniałam  i tak wyszło ) :) No i nie miałam sosu malinowego. Tak czy inaczej, ciasto jest przepyszne :)



poniedziałek, 10 czerwca 2013

Happy Birthday ! :)

Wczoraj minął rok odkąd założyłam bloga :) I nawet regularnie na nim piszę. Co prawda zawsze sobie obiecuję, że będę to robić częściej ale i tak nie jest najgorzej :) Z tego co pamiętam to kiedyś też zakładałam blogi ale po kilku notkach przestawałam pisać i jakoś o blogu zapominałam. Cieszę się więc, że teraz jest inaczej :)


 


Poza tym, za dwa tygodnie jadę do domu. Nie wierzę, że spędziłam tutaj prawie 9 miesięcy. Jutro wolne więc oczywiste, że wybieram się do miasta, muszę korzystać z tych ostatnich dni. Chociaż szczerze powiedziawszy to mam nadzieję, że kiedyś tutaj jeszcze wrócę, bardzo lubię to miasto :)


Cork późnym wieczorem ;)

niedziela, 2 czerwca 2013

Jedziemy do zoo!

Super! W końcu udało mi się pojechać do zoo w Cork :) I to nie do byle jakiego zoo, bo po pierwsze, widziałam kangura ! :P Po drugie to zwierzęta normalnie sobie chodzą po ścieżkach, tych przeznaczonych dla ludzi ( nie wszystkie oczywiście, te mniej bezpieczne pozostają zamknięte :) ) Nawet jak siedziałam na ławce z Natalią i sobie rozmawiałyśmy to nagle kangur wyskoczył zza krzaków :) Pogoda także dopisała, ciepło i słonecznie. Ogólnie to dzień zaliczam do bardzo udanych i nie pamiętam kiedy ostatni raz tak się uśmiałam jak w drodze powrotnej w pociągu, gdy dostałyśmy jakieś głupawki. Prawie się wodą mineralną zakrztusiłam ze śmiechu :) Fajnie, że czasem spotyka się ludzi z którymi można tak super spędzić swój czas :)





















piątek, 31 maja 2013

24 dni

Nie wierzę. Jutro już pierwszy dzień czerwca, jeszcze trzy tygodnie i jadę do domu. Trochę mi szkoda, skłamałabym jeśli bym powiedziała, że nie będę tęsknić. Szczególnie, że ostatnio bardzo się zżyłam z jednym potworkiem. Z LM jest o wiele lepiej niż było na początku. Z Rose nie miałam problemów i było ok...a teraz jest super, jej będzie mi bardzo brakowało. To taki mały łobuziak co coś zrobi ale po chwili się do Ciebie tak uśmiechnie, że trzeba by mieć serce z kamienia, żeby się gniewać.

Ostatnio pogoda dopisuje, na całe szczęście. Wczoraj słońce tak prażyło, że skórę na szyi, dekolcie i rękach mam czerwoną i mnie piecze. Masakra.

Dużo dziewczyn, które myślą o tym żeby zostać au pair i czytają blogi innych au-pairek twierdzi, że piszemy tylko o wycieczkach, zakupach itp...No i jest w tym trochę (a nawet dużo) prawdy. Może więc dla odmiany napiszę coś o moich obowiązkach?

Jak wygląda mój dzień jako au pair? Zaczyna się różnie, z reguły około 8 rano i pracuję do około 8 wieczorem. Zazwyczaj małe wstają wcześnie, szczególnie LM, czasem jej się zdarzy przed 7, lata wtedy po całym domu i szaleje. Ostatnio nawet zajęła się robieniem imprez w łóżeczku Rose. Wygląda to tak, że zakrada się do kuchni, szuka lizaków, żelek (jej ulubione), czekolady, czyli wszystkiego co najzdrowsze i najlepsze na śniadanie ;] Potem konsumują to radośnie w łóżeczku Rose, oczywiście ślady po imprezie trzeba zatrzeć! No więc papierki po wszelkich słodkościach lądują w koszu, który znajduje się pod zlewem w pokoju Rose. Nie, nie...nikt przecież tam nie zagląda, nikt nie zauważy tony papierków po słodyczach... :) Teraz imprezy nie będą już tak częste gdyż wielka torba ze słodyczami, która do tej pory była na widoku, została schowana. Tylko nie daj Boże i zostaw cokolwiek słodkiego na wierzchu... ostatnio ,z desperacji chyba, zrobiły sobie imprezę łóżeczkową z czekoladkami MIĘTOWYMI...bo tylko to było dostępne, zjadły wszystkie, jakie zostały. No ale co się dziwić, czekoladki polskie były.

Jak już piszę o pomysłowości LM i jej sprycie...to przypomniało mi się coś. Jakieś pół roku temu spała jeszcze z pieluchą, były to raczej takie pielucho-majtki. Hostka jej powiedziała, że jak zacznie w nocy załatwiać się w toalecie to przestaną zakładać te majtki no i za jakiś czas dostanie takie dużeeee łózko, takie jakie mają big girls, bo przecież LM to jest już big girl (tak, powtarza się to jej ze 100 razy dziennie). Mała się starała no ale wpadka się zdarzyła, rano wstaje a tu majtki mokre. No więc pomysłowa 2,5 latka ściągnęła piżamę, mokre majtki, założyła nowe, suche i zaś piżamę. Potem poleciała do hostki pochwalić się, że majtki suche. Hostka szczęśliwa, wszyscy szczęśliwi. Plan prawie się udał...prawie bo mały potworek zapomniał wyrzucić te mokre majtki, zostawiła je na środku dywanu w swoim pokoju. Plan prawie doskonały, jak na 2,5- latka świetny wręcz.

No ale wracając do tematu. Poranek chyba jak każdej innej au-pair, ubrać dzieciaki i na śniadanie. Po śniadaniu różnie, z reguły idziemy na dwór. Jako, że moja host family mieszka na farmie, to jeździmy na rowerach itp. albo idziemy pogadać z krowami, (serio, Rose ostatnio się pytała " what are you doing Cow? :D ) albo tez idziemy do kurnika po jajka. Czasem rysujemy coś kredą, czasem robimy tort urodzinowy, gdzie błoto jest czekoladą a kamienie cukierkami smarties :) Jak host lub hostka ma chwilę i pogoda dopisuje to podrzucają nas do centrum i idziemy na spacer i plac zabaw. I teraz coś co odradzam wszystkich przyszłym au pair. Nigdy więcej au pair na farmie, 8 kilometrów od centrum gdzie najbliższy przystanek jest 40 minut pieszo od domu. Masakra. Gdy mieszkasz blisko centrum, jest ciepło to co? Bierzesz dzieciaki do wózka i jazda na plac zabaw lub gdziekolwiek. A tak? Jak nie masz samochodu do swojej dyspozycji to jesteś ciągle zależna od hostów. Tutaj na najbliższy plac zabaw też jest 40 minut na pieszo, teoretycznie mogłabym je wziąć do wózka i iść...tylko teoretycznie. Bo drogi tutaj to jakaś masakra, wąskie, brak pobocza, samochody jeżdżą jak szalone. Nie wyobrażam sobie iść po takiej drodze z podwójnym wózkiem.

W środy jeździmy na basen. Jak dla mnie super, małe to uwielbiają. Ja pływam z jedną, jeden z rodziców z drugą. Wcześniej LM chodziła też na balet, teraz już nie chodzi. Od jakiegoś czasu strasznie marudziła przed każdą lekcję aż w końcu hostka stwierdziła, że nie ma sensu na siłę ją zaprowadzać, od jakiegoś miesiąca już nie ma baletu. Szkoda, bo zawsze pakowałam je w wózek, szłam do tej szkoły (tak, chociaż szkoła jest obok nas), ona sobie tańczyła te pół godziny a ja spacerowałam z Rose w tym czasie.

Oprócz tego, że się z nimi bawię, jeżdżę na basen itp. to szykuję im też posiłki, lunch boxy itp. Czasem jeździmy gdzieś razem z hostka, np. po buty dla małych, w odwiedziny do jej ojca itp. Czasem odwiedzimy mamę hosta, która mieszka 200 metrów dalej :D I tak leci nam ten czas. Jeśli chodzi o zarobki, to zarobki au pair szału nie robią. Z reguły jest to około 100 euro na tydzień, ja mam 95. Ale mam też dużo wolnego, zawsze wtorek, czwartek, niedzielę i co drugą sobotę. Myślę więc, że nie ma co narzekać. Słyszałam o au pair, które pracują więcej i zarabiają mniej, ale są też takie, które pracują mniej i zarabiają tyle samo :) Jak np. dziewczyna ze Słowacji, która pracuję zawsze tylko od poniedziałku do środy. Ostatnio poznałam też polkę, która pracuję od pon do piątku ale tylko do 14. Różnie się trafią.

Z obowiązków domowych też nie mam dużo rzeczy do robienia. Pranie, zamiatanie, ogólnie takie utrzymanie porządku, sprzątanie po dzieciach. Od czasu do czasu sama robię obiad ale z reguły wygląda to tak, że robimy go z hostami na pół. Hostka zacznie, ja skończę :D

Nie wiem czy ktoś kto jest zainteresowany byciem au pair to przeczyta. Ale jak przeczyta chociaż jedna osoba i w jakiś sposób przybliży jej to jak mniej więcej wygląda dzień au pair to będzie fajnie :)





czwartek, 23 maja 2013

To tu zajrzę, to tam...

Ostatnio jak mam wolne to chodzę po mieście i zaglądam to do jednego sklepu, to do drugiego. Odkąd tu przyjechałam polubiłam robienie zakupów w TK Max. Szczerze powiedziawszy to w Polsce raz weszłam do tego sklepu i już na starcie zniechęciłam się do niego, wydawało mi się, że jest tam jeden wielki bajzel a i ubrania takie sobie, w lumpeksie lepsze i tańsze :P Wszystko się zmieniło jak zaczęłam chodzić do tego sklepu z Kasią i Natalią. Po pierwsze, przegląd wszystkich przecenionych kosmetyków. Ja z reguły po 5 minutach uciekałam na dział z duperelami do pieczenia, gotowania itp. , czyli do dziś mój ulubiony dział. Potem przegląd przecenionej bielizny, już uzbierałam kilka par majtek :P no i reszta, czyli ciuchy i buty :) Jak wrócę do Polski to na pewno wpadnę jeszcze raz to TK Max-a żeby porównać do tego jak to tutaj wygląda. Ostatnio jak byłam to kupiłam foremki do robienia ciastek, już je przetestowałam i zrobiłam ostatnio scones, które polubiłam od razu jak tylko tu przyjechałam i spróbowałam.

Moje nowe foremki :)


Na zdjęciu powyżej moje pierwsze bułeczki scones. W samku wyszły dobre, poszły w pierwszy dzień. Najlepiej mi smakują z masłem i dżemem. Myślę tylko, że następnym razem jak będę wałkować ciasto to zostawię je trochę grubsze żeby były większe po upieczeniu.

Innym sklepem w którym lubię robić zakupy jest Dealz, czyli sklep za 1,5 euro. Można tam kupić praktycznie wszystko, kosmetyki, słodycze, napoje, książki, słuchawki do telefonu, pokrowiec na aparat, itp..itd...I nie są to rzeczy jakieś gorszej jakości, jest dużo dobrych kosmetyków jak Dove, Garnier, słodyczy jak żeli Haribo itp. Ostatnio kupiłam tam dwie książki, jedna z przepisami na rzeczy typu właśnie scones, a druga na wypieki z czekoladą. Szczerze to szkoda mi było nie brać bo przepisy wydają się być super no i cena książek bardzo zachęcała do kupna :)





Prawda, że wygląda to apetycznie? :)

Żeby nie było, że tylko chodzę i wydaję pieniądze to ostatnio jak jest ładna pogoda to odwiedzam Park Fitzgeralda. Lubię tam chodzić, zawsze dużo ludzi, kolorowo...zielono, różowo, żółto, pełno kwiatów. Można sobie pospacerować wzdłuż rzeki albo usiąść i poczytać coś, a przy okazji cieszyć się promieniami słońca :) No i oglądać kaczki :)



No i coś z życia kota :) Ostatnio bardzo polubił krzesło Rose. Tylko jej się to nie podoba, biedny kot :P Za każdym razem, gdy on siedzi na jej krześle to ona krzyczy " My chair, my chair" i tak w kółko dopóki on nie zejdzie...a raczej ktoś go nie zepchnie :)


No urodzony model ! :P

wtorek, 14 maja 2013

.

Pogoda jak na maj jest okropna. W Polsce maj jest zwykle o wiele ładniejszy niż tutaj. Jak dziś, słońce i ciepło, za pare minut leje deszcz i wieje. I tak cały dzień, eh...

Ostatnio jak mam wolne to nie mam na nic ochoty. Nic mi się nie chce, nie chce mi się nigdzie iść.... Jedyne co to tydzień temu pojechałam na plażę. Nie powiem, było bardzo fajne i dość ciepło. I można sobie odpocząć spacerując po plaży i słuchając szumu wody.


Nogi pomoczyłam, a co :)

Fajnie by było mieć taki domek :)


Ostatnio jak nie mam co ze sobą zrobić to spaceruję sobie do portu. Fajne widoki, dobrze, że w mieście jest co robić i co zwiedzać. W Cork nie można się nudzić :)




To zdjęcie zrobiłam po drodze do miasta. Stokrotki są tutaj wszędzie, dosłownie wszędzie! Przez całe moje życie w Polsce nie widziałam tyle stokrotek co tutaj jak się zaczęła wiosna :)


Co do atmosfery w domu hostów...Niby jest ok, ale to jest takie właśnie...Ja się staram żeby było miło, oni się starają ale czasem mam wrażenie, że to nie jest takie naturalne jak wcześniej. Tylko, że teraz to się już tym nie przejmuję. Za kilka tygodni lecę do domu. Troche mi szkoda bo mi się tutaj podoba, miasto jest super, poznał kilka fajnych osób za którymi będę tęsknić. No ale życie, może jeszcze tutaj kiedyś wrócę, póki co muszę realizować moje marzenia, póki mogę :)

wtorek, 30 kwietnia 2013

"your tears will dry, you will soon be free to fly..."

Nie wiem. Nie wiem czy ta baba robi to celowo? zauważyłam, że kolejny raz jest to koniec miesiąca i tygodnia. Może lubi psuć atmosferę, weekend każdemu wokół? Powiem tak...nigdy nie usłyszałam na swój temat tyle przykrych słów przez całe moje życie co od mojej hostki przez te 7 miesięcy. W sobotę byłam już gotowa na to żeby spakować swoje rzeczy i spieprz.ać stąd jak najdalej. Oczywiście jak powiedziałam, że chcę jechać do domu to nagle okazało się, że wcale taka zła nie jestem, że to i tamto, że jest dobrze...Cieszę się, że spróbowałam programu au pair ale na dłuższą metę jest to męczące. Może to też zależy od rodziny z jaką się mieszka? Nie wiem, wiem już natomiast, że jak będę szukać rodzinki w stanach to będę zadawała milion pytań, jak nie więcej. I wiem też, że jak po pierwszym miesiącu nie będę się czuła dobrze z tą rodziną to będę dzwonić do agencji i prosić o rematch.
Na chwilę obecną mam takiego doła, że nic mi się nie chce. Nie mówiąc już o tym ile czasu się angola nie uczyłam, ostatni tydzień byłam chora, a teraz...wiadomo. Na chwilę obecną pomaga mi tylko to...



Cieszę się, że założyłam tego bloga. Bo oprócz tego, że mogę pisać o rzeczach fajnych, które mnie spotykają, o miejscach, które zobaczyłam to mogę także napisać gdy jest mi źle i chce mi się tylko ryczeć.

wtorek, 23 kwietnia 2013

No i mnie dopadło...

Dziś mój cały wolny dzień spędziłam w łóżku. Najgorzej było rano, jak wstałam. Cały nos zapchany, gorąco, zimno, gorąco. I jeszcze LM mi pobudkę zrobiła o 7 rano, ma wyczucie. Zawsze przychodzi do mnie rano jak mam akurat wolne i mnie budzi. Potem sznupie mi po wszystkich szafkach, maluję się moimi kosmetykami, a jak przy okazji znajdzie coś słodkiego to nie krępuje się poczęstować ;)

W sobotę pojechałam z Vladką do Midleton, do destylarni Jamesona. Przewodnik oprowadzał nas po starej destylarni opowiadając jej historię i to jak się robi Wiskey. Na koniec każdy otrzymał szklaneczkę wiskey żeby spróbować. Jak dla mnie....wolę piwo :)