piątek, 31 maja 2013

24 dni

Nie wierzę. Jutro już pierwszy dzień czerwca, jeszcze trzy tygodnie i jadę do domu. Trochę mi szkoda, skłamałabym jeśli bym powiedziała, że nie będę tęsknić. Szczególnie, że ostatnio bardzo się zżyłam z jednym potworkiem. Z LM jest o wiele lepiej niż było na początku. Z Rose nie miałam problemów i było ok...a teraz jest super, jej będzie mi bardzo brakowało. To taki mały łobuziak co coś zrobi ale po chwili się do Ciebie tak uśmiechnie, że trzeba by mieć serce z kamienia, żeby się gniewać.

Ostatnio pogoda dopisuje, na całe szczęście. Wczoraj słońce tak prażyło, że skórę na szyi, dekolcie i rękach mam czerwoną i mnie piecze. Masakra.

Dużo dziewczyn, które myślą o tym żeby zostać au pair i czytają blogi innych au-pairek twierdzi, że piszemy tylko o wycieczkach, zakupach itp...No i jest w tym trochę (a nawet dużo) prawdy. Może więc dla odmiany napiszę coś o moich obowiązkach?

Jak wygląda mój dzień jako au pair? Zaczyna się różnie, z reguły około 8 rano i pracuję do około 8 wieczorem. Zazwyczaj małe wstają wcześnie, szczególnie LM, czasem jej się zdarzy przed 7, lata wtedy po całym domu i szaleje. Ostatnio nawet zajęła się robieniem imprez w łóżeczku Rose. Wygląda to tak, że zakrada się do kuchni, szuka lizaków, żelek (jej ulubione), czekolady, czyli wszystkiego co najzdrowsze i najlepsze na śniadanie ;] Potem konsumują to radośnie w łóżeczku Rose, oczywiście ślady po imprezie trzeba zatrzeć! No więc papierki po wszelkich słodkościach lądują w koszu, który znajduje się pod zlewem w pokoju Rose. Nie, nie...nikt przecież tam nie zagląda, nikt nie zauważy tony papierków po słodyczach... :) Teraz imprezy nie będą już tak częste gdyż wielka torba ze słodyczami, która do tej pory była na widoku, została schowana. Tylko nie daj Boże i zostaw cokolwiek słodkiego na wierzchu... ostatnio ,z desperacji chyba, zrobiły sobie imprezę łóżeczkową z czekoladkami MIĘTOWYMI...bo tylko to było dostępne, zjadły wszystkie, jakie zostały. No ale co się dziwić, czekoladki polskie były.

Jak już piszę o pomysłowości LM i jej sprycie...to przypomniało mi się coś. Jakieś pół roku temu spała jeszcze z pieluchą, były to raczej takie pielucho-majtki. Hostka jej powiedziała, że jak zacznie w nocy załatwiać się w toalecie to przestaną zakładać te majtki no i za jakiś czas dostanie takie dużeeee łózko, takie jakie mają big girls, bo przecież LM to jest już big girl (tak, powtarza się to jej ze 100 razy dziennie). Mała się starała no ale wpadka się zdarzyła, rano wstaje a tu majtki mokre. No więc pomysłowa 2,5 latka ściągnęła piżamę, mokre majtki, założyła nowe, suche i zaś piżamę. Potem poleciała do hostki pochwalić się, że majtki suche. Hostka szczęśliwa, wszyscy szczęśliwi. Plan prawie się udał...prawie bo mały potworek zapomniał wyrzucić te mokre majtki, zostawiła je na środku dywanu w swoim pokoju. Plan prawie doskonały, jak na 2,5- latka świetny wręcz.

No ale wracając do tematu. Poranek chyba jak każdej innej au-pair, ubrać dzieciaki i na śniadanie. Po śniadaniu różnie, z reguły idziemy na dwór. Jako, że moja host family mieszka na farmie, to jeździmy na rowerach itp. albo idziemy pogadać z krowami, (serio, Rose ostatnio się pytała " what are you doing Cow? :D ) albo tez idziemy do kurnika po jajka. Czasem rysujemy coś kredą, czasem robimy tort urodzinowy, gdzie błoto jest czekoladą a kamienie cukierkami smarties :) Jak host lub hostka ma chwilę i pogoda dopisuje to podrzucają nas do centrum i idziemy na spacer i plac zabaw. I teraz coś co odradzam wszystkich przyszłym au pair. Nigdy więcej au pair na farmie, 8 kilometrów od centrum gdzie najbliższy przystanek jest 40 minut pieszo od domu. Masakra. Gdy mieszkasz blisko centrum, jest ciepło to co? Bierzesz dzieciaki do wózka i jazda na plac zabaw lub gdziekolwiek. A tak? Jak nie masz samochodu do swojej dyspozycji to jesteś ciągle zależna od hostów. Tutaj na najbliższy plac zabaw też jest 40 minut na pieszo, teoretycznie mogłabym je wziąć do wózka i iść...tylko teoretycznie. Bo drogi tutaj to jakaś masakra, wąskie, brak pobocza, samochody jeżdżą jak szalone. Nie wyobrażam sobie iść po takiej drodze z podwójnym wózkiem.

W środy jeździmy na basen. Jak dla mnie super, małe to uwielbiają. Ja pływam z jedną, jeden z rodziców z drugą. Wcześniej LM chodziła też na balet, teraz już nie chodzi. Od jakiegoś czasu strasznie marudziła przed każdą lekcję aż w końcu hostka stwierdziła, że nie ma sensu na siłę ją zaprowadzać, od jakiegoś miesiąca już nie ma baletu. Szkoda, bo zawsze pakowałam je w wózek, szłam do tej szkoły (tak, chociaż szkoła jest obok nas), ona sobie tańczyła te pół godziny a ja spacerowałam z Rose w tym czasie.

Oprócz tego, że się z nimi bawię, jeżdżę na basen itp. to szykuję im też posiłki, lunch boxy itp. Czasem jeździmy gdzieś razem z hostka, np. po buty dla małych, w odwiedziny do jej ojca itp. Czasem odwiedzimy mamę hosta, która mieszka 200 metrów dalej :D I tak leci nam ten czas. Jeśli chodzi o zarobki, to zarobki au pair szału nie robią. Z reguły jest to około 100 euro na tydzień, ja mam 95. Ale mam też dużo wolnego, zawsze wtorek, czwartek, niedzielę i co drugą sobotę. Myślę więc, że nie ma co narzekać. Słyszałam o au pair, które pracują więcej i zarabiają mniej, ale są też takie, które pracują mniej i zarabiają tyle samo :) Jak np. dziewczyna ze Słowacji, która pracuję zawsze tylko od poniedziałku do środy. Ostatnio poznałam też polkę, która pracuję od pon do piątku ale tylko do 14. Różnie się trafią.

Z obowiązków domowych też nie mam dużo rzeczy do robienia. Pranie, zamiatanie, ogólnie takie utrzymanie porządku, sprzątanie po dzieciach. Od czasu do czasu sama robię obiad ale z reguły wygląda to tak, że robimy go z hostami na pół. Hostka zacznie, ja skończę :D

Nie wiem czy ktoś kto jest zainteresowany byciem au pair to przeczyta. Ale jak przeczyta chociaż jedna osoba i w jakiś sposób przybliży jej to jak mniej więcej wygląda dzień au pair to będzie fajnie :)





czwartek, 23 maja 2013

To tu zajrzę, to tam...

Ostatnio jak mam wolne to chodzę po mieście i zaglądam to do jednego sklepu, to do drugiego. Odkąd tu przyjechałam polubiłam robienie zakupów w TK Max. Szczerze powiedziawszy to w Polsce raz weszłam do tego sklepu i już na starcie zniechęciłam się do niego, wydawało mi się, że jest tam jeden wielki bajzel a i ubrania takie sobie, w lumpeksie lepsze i tańsze :P Wszystko się zmieniło jak zaczęłam chodzić do tego sklepu z Kasią i Natalią. Po pierwsze, przegląd wszystkich przecenionych kosmetyków. Ja z reguły po 5 minutach uciekałam na dział z duperelami do pieczenia, gotowania itp. , czyli do dziś mój ulubiony dział. Potem przegląd przecenionej bielizny, już uzbierałam kilka par majtek :P no i reszta, czyli ciuchy i buty :) Jak wrócę do Polski to na pewno wpadnę jeszcze raz to TK Max-a żeby porównać do tego jak to tutaj wygląda. Ostatnio jak byłam to kupiłam foremki do robienia ciastek, już je przetestowałam i zrobiłam ostatnio scones, które polubiłam od razu jak tylko tu przyjechałam i spróbowałam.

Moje nowe foremki :)


Na zdjęciu powyżej moje pierwsze bułeczki scones. W samku wyszły dobre, poszły w pierwszy dzień. Najlepiej mi smakują z masłem i dżemem. Myślę tylko, że następnym razem jak będę wałkować ciasto to zostawię je trochę grubsze żeby były większe po upieczeniu.

Innym sklepem w którym lubię robić zakupy jest Dealz, czyli sklep za 1,5 euro. Można tam kupić praktycznie wszystko, kosmetyki, słodycze, napoje, książki, słuchawki do telefonu, pokrowiec na aparat, itp..itd...I nie są to rzeczy jakieś gorszej jakości, jest dużo dobrych kosmetyków jak Dove, Garnier, słodyczy jak żeli Haribo itp. Ostatnio kupiłam tam dwie książki, jedna z przepisami na rzeczy typu właśnie scones, a druga na wypieki z czekoladą. Szczerze to szkoda mi było nie brać bo przepisy wydają się być super no i cena książek bardzo zachęcała do kupna :)





Prawda, że wygląda to apetycznie? :)

Żeby nie było, że tylko chodzę i wydaję pieniądze to ostatnio jak jest ładna pogoda to odwiedzam Park Fitzgeralda. Lubię tam chodzić, zawsze dużo ludzi, kolorowo...zielono, różowo, żółto, pełno kwiatów. Można sobie pospacerować wzdłuż rzeki albo usiąść i poczytać coś, a przy okazji cieszyć się promieniami słońca :) No i oglądać kaczki :)



No i coś z życia kota :) Ostatnio bardzo polubił krzesło Rose. Tylko jej się to nie podoba, biedny kot :P Za każdym razem, gdy on siedzi na jej krześle to ona krzyczy " My chair, my chair" i tak w kółko dopóki on nie zejdzie...a raczej ktoś go nie zepchnie :)


No urodzony model ! :P

wtorek, 14 maja 2013

.

Pogoda jak na maj jest okropna. W Polsce maj jest zwykle o wiele ładniejszy niż tutaj. Jak dziś, słońce i ciepło, za pare minut leje deszcz i wieje. I tak cały dzień, eh...

Ostatnio jak mam wolne to nie mam na nic ochoty. Nic mi się nie chce, nie chce mi się nigdzie iść.... Jedyne co to tydzień temu pojechałam na plażę. Nie powiem, było bardzo fajne i dość ciepło. I można sobie odpocząć spacerując po plaży i słuchając szumu wody.


Nogi pomoczyłam, a co :)

Fajnie by było mieć taki domek :)


Ostatnio jak nie mam co ze sobą zrobić to spaceruję sobie do portu. Fajne widoki, dobrze, że w mieście jest co robić i co zwiedzać. W Cork nie można się nudzić :)




To zdjęcie zrobiłam po drodze do miasta. Stokrotki są tutaj wszędzie, dosłownie wszędzie! Przez całe moje życie w Polsce nie widziałam tyle stokrotek co tutaj jak się zaczęła wiosna :)


Co do atmosfery w domu hostów...Niby jest ok, ale to jest takie właśnie...Ja się staram żeby było miło, oni się starają ale czasem mam wrażenie, że to nie jest takie naturalne jak wcześniej. Tylko, że teraz to się już tym nie przejmuję. Za kilka tygodni lecę do domu. Troche mi szkoda bo mi się tutaj podoba, miasto jest super, poznał kilka fajnych osób za którymi będę tęsknić. No ale życie, może jeszcze tutaj kiedyś wrócę, póki co muszę realizować moje marzenia, póki mogę :)