piątek, 19 kwietnia 2013

Gzie są moje skarpetki?

Chyba oszalałam. Albo nie wiem co :) Wczoraj jak szłam spać to jestem pewna na 100%, że miałam ubrane skarpetki i że ich nie ściągałam zanim się położyłam spać. Wiem też, że w nocy się przebudziłam i poczułam, że ich nie mam....No i rzeczywiście, rano jak wstałam to jedna leżała na podłodze a jedna była zaplątana w kołdrę.... haha...Nie no, ja jestem pewna, że ich w nocy nie ściągałam, tym bardziej, że spałam bardzo płytko...ale nie pamiętam też, żeby mi je ktoś ściągał...(zresztą kto? ) No nic, Hostka stwierdziła, że po prostu szaleję... a może kot mi je ściągną? W sumie wyglądał dziś dość podejrzanie...:)

A tak poza tym, że w domu straszy i duchy ściągają w nocy skarpetki to...no nic, toczy się to życie operskie :P I nie powiem, jak wrócę do domu to będzie mi tęskno do tych potworków, szczególnie do jednego :) Dziś Rose postanowiła pożartować sobie ze mnie, wyglądało to mniej więcej tak...

Rose: Ja kupa! (czyt. zrobiłam kupę )
Ja: OK, sprawdzę... (no to wącham smrodka, sparwdzam, czysto...) Nie, nie zrobiłaś kupy, żartujesz sobie ze mnie....
Rose: hihihi (dziabelski śmiech i diabelska minka)

Potem dwa razy z rzędu to samo. Najbardziej mnie rozwala jej śmiech, dosłownie jak takiego małego diabełka. I ta minka...ehh.
 I jej teksty przy śniadaniu gdy próbuję ostudzić jej owsiankę ..." Don't eat Karolina! My porridge" haha oczywiście powiedziane z taką pretensją w głosie jakbym jej podjadała...No tak, ja tak kocham owsiankę, że jej podjadam, ale ze mnie niedobra au pair :)

Albo jak chodzi sobie po domu i woła co jakiś czas " Hi Karolina" tym swoim głosikiem...hehe za tym też mi będzie tęskno :)

A tym czasem...w niedzielę pojechałam z Natalią do Kinsale. Nie powiem, bardzo, bardzo ładnie tam jest. Tylko my dwa głupoki zwiedzanie zaczęłyśmy od tego co najbliżej ( chociaż wcale tak blisko nie było ), potem stwierdziłyśmy, że głodne jesteśmy no i jak już zjadłyśmy to okazało się, że nie zdążymy już zwiedzić tego co jeszcze chciałyśmy bo czasu za mało. No i stwierdziłyśmy, że następnym razem bierzemy kanapki na cały dzień, bo jak jemy coś na miejscu to nie dość, że drogo to jeszcze czasu to dużo zabiera. Tak czy inaczej, do Kinsale zamierzamy się jeszcze wybrać, może w maju :)

James's Fort





znajdź niebieską bukę :)




Tutaj w drodze na fort




W czwartek spotkałam się ze Słowaczką i poszłyśmy do Cork City Gaol (więzienie miejskie). Muzeum to pokazuję w jaki sposób więźniowie byli traktowani, w celach znajdują się figury woskowe a przed celami imiona i nazwiska więźniów. W przewodniku jest napisane natomiast za co dany więzień został aresztowany i jaką karę dostał.




To nie jest figura woskowa :)

Coś co mnie bardzo zaskoczyło to to, że strażnicy mieszkali w więzieniu...czasami nawet z rodzinami! Brrrr...nie wyobrażam sobie mieszkać w takim smutnym ponurym i zimnym miejscu. A już na pewno nie z rodziną, nie chciałabym żeby moja rodzina patrzyła na takie coś.



W muzeum są nawet duże rozpiski co jedli więźniowie, o której godzinie, plan dnia. Z tego co pamiętam to wstawali około 6 i dzień zaczynali od sprzątania celi....

A tu jeszcze kilka zdjęć z zewenątrz





Według mnie miejsce warte odwiedzenia. No i fajnie, że mają przewodniki po więzieniu w różnych językach, w tym także po polsku :)

Poza tym, pomału zaczynam myśleć o pakowaniu się. Wiem, że to dopiero za dwa miesiące ale wiadomo...w czwartek kupiłam dwa worki próżniowe i...to będzie za mało :P Musze kupić jeszcze dwa. Nie wiem jak ja się spakuję. Ciągle mi się wydawało, że mam mało rzeczy a tu psikus :P Wiem, że paczkę muszę na pewno wysłać, muszę się porozglądać za jakimś kartonem :)

1 komentarz:

  1. Hej ! To jak Ty gospodarujesz czas skoro masz takie dni wolne? :) Ale w sumie dużo nie pracujesz :D:D

    OdpowiedzUsuń